Wywiad z Anną Rosłoniec

Foto z archiwum autorki

Wywiad z Anną Rosłoniec

Pasja Pisania: Serdecznie gratulujemy wydania Pani pierwszej powieści „Zorza” , sensacyjnego kryminału, gdzie teraźniejszość przeplata się z przeszłością a od książki nie można się oderwać.

Anna Rosłoniec: Dziękuję bardzo!

PP: Jaka jest droga od pisania do szuflady do publikacji książki?

Anna Rosłoniec: Bardzo długa. Pisanie było ze mną właściwie od zawsze i moje szuflady i kosze na śmieci były zawsze tego mojego pisania pełne. Pierwszą próbę napisania książki podjęłam jeszcze jako dziecko, zafascynowała mnie wtedy seria książek przygodowych Enid Blyton, w której grupka dzieci rozwiązywała zagadki, chciałam napisać coś w tym stylu. Potem było oczywiście wiele kolejnych prób, które zawsze kończyły się na kilkunastu, albo kilkudziesięciu stronach. Pisałam też wiersze, mam też na komputerze kilka opowiadań, chociaż do krótkiej formy nigdy nie miałam serca, nie przepadam za nią ani jako czytelniczka, ani jako pisarka, zawsze fascynowały mnie długie historie, powieści. 

PP: Kto był Pani mistrzem do naśladowania?

Anna Rosłoniec: Trudne pytanie, jest wielu autorów, których podziwiam - Mario Vargas Llosę za barwnych bohaterów, Murakamiego za niesamowity klimat powieści, Olgę Tokarczuk za piękny język. Jestem też wielką fanką Szczepana Twardocha. Ale nie powiedziałabym, że któregoś z tych pisarzy naśladuję, staram się raczej odnaleźć swój styl. 

PP: Jak wymyśliła Pani swoich bohaterów? Czy wzorowała się Pani na realnych osobach?

Anna Rosłoniec: Moi bohaterowie są w stu procentach fikcyjni, nie wzoruję się na realnych osobach, chociaż zdarza się, że inspiruję się jakimś elementem, na przykład czyimś sposobem mówienia, cechą charakteru, jakąś specyficzną cechą wyglądu. Źródłem takiej inspiracji mogą być zarówno osoby, które znam, ale też zupełnie przypadkowo spotkane na ulicy, w sklepie spożywczym, czy gdziekolwiek indziej. Na początku pracy nad książką tworzę robocze profile dla głównych bohaterów. Rozpisuję w nich ich historię, cechy charakteru i wyglądu, znaki szczególne, nawyki, cele, wszystko po to, żeby ich lepiej poznać. A potem, jak już znajdą się w powieści, ci bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem i to jest chyba najciekawsze.

PP: Jak wygląda u Pani proces pisania powieści? Tworzy Pani najpierw jakiś szkic fabuły czy raczej pisze Pani „z głowy”?

Anna Rosłoniec: Nad „Zorzą” pracowałam w bardzo usystematyzowany sposób, wykorzystałam tak zwaną metodę płatka śniegu – zaczęłam od jednego zdania, które następnie rozwinęłam w pięć zdań, które następnie rozwinęłam w pięć akapitów, które następnie rozwinęłam w pięć stron. A później rozpisałam po kolei wszystkie sceny, od początku do samego końca. Ostatecznie nie do końca trzymałam się tego planu, ale samo ćwiczenie i tak było świetne, bardzo pomogło mi ułożyć sobie całą historię w głowie. Poza tym ten plan dawał mi poczucie kontroli, dzięki niemu wiedziałam mniej więcej w którym momencie historii jestem i ile mi jeszcze zostało, co w przypadku pierwszej powieści myślę, że jest bardzo cenne. Jedną z moich największych obaw było to, że nie dokończę „Zorzy”, że zagubię się gdzieś w połowie drogi i ten plan miał temu zapobiec – i faktycznie spełnił swój cel. Powieść, nad którą teraz pracuję, zaczęłam pisać bez planu, żeby przetestować taki sposób pracy. Okazało się, że w pewnym momencie i tak musiałam się zatrzymać i rozpisać ciąg wydarzeń, żeby zachować logiczne powiązania. Ale zrobiłam to na jednej stronie w notatniku, bez rozpisywania całości, jak poprzednio, na sceny. Taki styl pracy – przynajmniej teraz – bardziej mi odpowiada.

PP: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich książek? Szuka ich Pani aktywnie czy może same przychodzą?

Anna Rosłoniec: Pomysłu do „Zorzy” szukałam aktywnie, to znaczy najpierw wiedziałam, że chcę napisać książkę i dopiero potem zaczęłam zastanawiać się nad tym, o czym ta książka będzie. Teraz jest trochę inaczej, teraz pomysły przychodzą same i zewsząd, z rozmów, z artykułów w prasie, z książek, które czytam, z otaczającego mnie świata, stałam się na nie chyba po prostu bardziej wrażliwa. Kiedy coś przychodzi mi do głowy zapisuję to sobie w notesie i mam już listę tak długą, że spokojnie wystarczy mi na kilka kolejnych książek, a ponieważ cały czas pojawiają się nowe, to pewnie i tak nie uda mi się ich wszystkich wykorzystać.

PP: Jakie jest Pani doświadczenie – łatwiej zacząć czy skończyć pisanie, kiedy przestać poprawiać?

Anna Rosłoniec: Dla mnie osobiście najłatwiej jest tuż po rozpoczęciu, kiedy mniej więcej wiem już, co chcę napisać, więc biała, pusta kartka nie jest już tak przerażająca, ale zarazem mam w sobie ten początkowy zapał, euforię, która pcha mnie do przodu. Kiedy przestać poprawiać? Chciałabym to wiedzieć! „Zorzę” poprawiałam tyle razy, że straciłam rachubę, czasami wydaje mi się, że mogłam skończyć to poprawianie wcześniej, ale z drugiej strony jestem pewna, że gdybym przeczytała ją jeszcze raz teraz, znowu całą bym pokreśliła.

PP: Co było dla Pani najtrudniejsze w procesie pisania tej książki?

Anna Rosłoniec: Najtrudniejsze było chyba to, że pisząc „Zorzę” nie wiedziałam, jaki będzie efekt końcowy, nie miałam pewności, czy w ogóle uda mi się ją skończyć, czy po przeczytaniu całości będę z tego efektu zadowolona, czy ktokolwiek będzie chciał ją przeczytać, a co dopiero wydać… wiele było tych wątpliwości.

PP: Jaki Pani miała sposób na motywowanie się do pisania?

Anna Rosłoniec: Stosowałam różne metody, w zależności od sytuacji, swego czasu określałam sobie nawet z góry, ile słów mam napisać każdego dnia, ale ostatecznie tylko mnie to rozpraszało, a „targetów” i tak nie wyrabiałam. Za to bardzo pomogło mi w tym wprowadzenie codziennej rutyny. Zdecydowanie najlepiej pracuje mi się wcześnie rano, więc dzień zaczynam od pisania. Nie czekam na wenę, po prostu codziennie o tej samej porze siadam do komputera, czasami napiszę kilka stron, czasami więcej skasuję niż napiszę, ale za każdym razem wiem, że idę na przód. To dla mnie najlepsza motywacja. Nawet kilkudniowa przerwa sprawia, że muszę poświęcić czas na to, żeby znowu wdrożyć się w historię, więc staram trzymać tego, żeby do pisania siadać każdego dnia, bez wyjątku.

PP: Uczestniczyła Pani w kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pani udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?

Anna Rosłoniec: Bardzo cieszę się, że wzięłam udział w warsztatach, uważam, że to świetny pomysł dla osób, które zaczynają swoją przygodę z pisaniem. Dzięki temu, że na każdym spotkaniu omawiane są teksty uczestników, każdy może się skupić na pracy nad tym, co jest dla niego najważniejsze. Jest to też bardzo dobra motywacja, żeby wejść w regularny rytm pisania. Poza tym chyba każdy początkujący pisarz zadaje sobie pytanie – co zrobić, żeby wydać książkę, jak się za to zabrać? Od początku wiedziałam, że chciałabym „Zorzę” wydać, więc ta część warsztatów była dla mnie szczególnie ciekawa.      

PP: Na koniec, proszę nam zdradzić jakie ma Pani dalsze plany pisarskie?

Anna Rosłoniec: Jestem właśnie w trakcie pisania mojej drugiej powieści, o roboczym tytule „Dom nad morzem” – przede mną jeszcze wiele pracy i wszystko może się zmienić, więc na razie powiem tylko tyle, że na pewno będzie to historia pełna tajemnic.

 PP: Bardzo dziękujemy za wywiad i czekamy z niecierpliwością na kolejną książkę.

 

 

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się