Wywiad z Jackiem Kaflem

 Wywiad z Jackiem Kaflem

PP: Serdecznie gratulujemy wydania Pana pierwszej powieści „Erasmus Deutsch”. Bardzo cieszymy się z Pana sukcesu pisarskiego. Pana książka, to opowieść o trudnych historycznych zależnościach, które wpływają na czasy i relacje współczesne. Co było bezpośrednią  inspiracją do napisania książki?

JK: Dziękuję bardzo. Bezpośrednią inspiracją była rozmowa z przyjacielem, w trakcie której doszliśmy do wniosku, że wydarzeniem określającym obecną generację jest właśnie program Erasmus. Od czasów wojny i wywozów na roboty przymusowe nie było drugiego wydarzenia, które sprawiałoby, że różne kultury mają możliwość bezpośredniego styku. Za przykład opowieści o robotnikach z czasów drugiej wojny niech posłuży Filip Leopolda Tyrmanda. Moim celem było połączenie tych dwóch wydarzeń w spójną narrację. Pomysł się tlił w mojej głowie przez ponad dwa lata. W końcu wymyśliłem sposób na zazębienie dwóch płaszczyzn i napisałem szkielet książki. Później to już było tylko dobudowywanie detali.

PP: Główni bohaterowie powieści są bardzo przekonujący, wnikliwi a ich historie przedstawione z pazurem i wnikliwością, proszę opowiedzieć dlaczego wybrał Pan właśnie takich bohaterów.

JK: Nie powiedziałbym, że ich wybrałem, oni wrastali niejako w fabułę i zmieniali ją, a ona zmieniała ich. Franek, główny bohater zaczynał jako mój bardziej brawurowy alter ego. Ale opowieść na tym traciła. Zrozumiałem, że bohater wyposażony w stereotypy nt. Niemców i przekonany o swej genialności z góry skazany jest na porażkę, nie dlatego, że świat jest zły, ale dlatego, bo świat jest inny niż jego wyobrażenia. Franek, Pia, Gertruda, Bolek, a nawet przewijający się w tle cezar Tyberiusz, to bohaterowie, którzy nazywają po imieniu to, o czym my w swoim zakłamaniu boimy się pomyśleć. Niech jako przykład posłuży Franek wjeżdżający do Kolonii i jego bieda. Nie stara się jej maskować tanim romantyzmem i duchową wyższością w stylu: „Oni mają pieniądze, ale nie są autentyczni itd.”. Nie, jego niedostatek jest nagi faktem bez żadnego „ale”.  

PP: Skąd czerpie Pan pomysły do swoich książek? Szuka ich Pan aktywnie czy może same przychodzą?

JK: Pomysły nieustannie kiełkują w  mojej głowie Skupienie się na jednej książce oznacza zawieszenie tuzina pozostałych, które muszę gdzieś spisać. Nie wszystkie oczywiście warte są większego nakładu pracy, niektóre wracają po wielokroć, w różnej konstelacji. Jeśli coś wraca dostatecznie często, staje się książką.

PP: Jakie jest Pana doświadczenie – łatwiej zacząć czy skończyć pisanie, kiedy przestać poprawiać?

JK: W związku z natłokiem pomysłów łatwiej mi jest zacząć pisanie. Jest takie opowiadanie Gastona o pisarzu, który umiera poprawiając po raz n-ty swój utwór. Bliskie i mi są takie męki.

PP: Co było dla Pana najtrudniejsze w procesie pisania tej książki?

JK: Zrozumienie, że Franek nie jest przyjemną osobą. Na pierwszy rzut oka zdaje się być zabawny, otwarty i czujemy, że chcielibyśmy iść z nim na piwo. Kiedy jednak bliżej poznamy go, stwierdzimy, że jest apodyktyczny, boi się zaryzykować, a winą za swoje niepowodzenia zawsze obarcza innych.  Ostateczne zakończenie odbiega od założonego przeze mnie przebiegu wypadków, który napisałem jako szkielet książki. Odkrycie alternatywnego końca wynikające z charakteru Franka było właśnie najtrudniejsze.

PP: Jaki Pan miał sposób na motywowanie się do pisania?

JK: Nie musiałem się specjalnie motywować. Powodowała mną ciekawość, co się będzie działo z moimi bohaterami.

PP: Uczestniczył Pan w kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pan udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?

JK: Warsztaty dają możliwość skonfrontowania własnego warsztatu i pomysłów z opinią innych osób, które rozumieją twórcze bolączki. Można na nich usłyszeć wiele cennych uwag, czasem cierpkich słów, ale są one niezbędne, żeby coś zmienić, ewentualnie utwierdzić się w swoich przeczuciach pisarskich. Czasem wątpi się w sens własnej pracy i wówczas słowa zachęty, czy wsparcia, są bezcenne.

PP: Mówił Pan na kursach, że pisanie sprawiało Panu zawsze problem i dlatego na zasadzie przekory chciał Pan sobie udowodnić, że jednak potrafi coś w tym kierunku zrobić. Udało się znakomicie, czy obecnie może Pan powiedzieć, że pisanie sprawia Panu przyjemność?

Dziękuję za miłe słowa. Zdaję sobie jednak sprawę, że jeszcze sporo przede mną. Pisanie jest dla mnie nadal bolączką, którą uprawiam trochę niczym masochista. Ból twórczy towarzyszący pisaniu bywa przyjemny.

PP: Jakie ma Pan dalsze plany pisarskie?

Teraz chciałbym skończyć moją drugą powieść, nad którą również pracowałem na warsztatach i zająć się moim drugim dramatem (pierwszy miał debiut na deskach Centrum Kultury w Lublinie).  

 

 

 

 

 

 

 

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się