Wywiad z Sylwią Markiewicz

 

PP: Serdecznie gratulujemy wydania Pani pierwszej powieści „Czerwony kalendarz” Jak to się stało, że zaczęła Pani pisać?

Sylwia Markiewicz: Właściwie nie pamiętam takiego momentu, bo piszę od najmłodszych lat. Na początku były to wiersze, opowiadania, pamiętniki. Wszystko to pisane w tajemnicy i do szuflady, bo nie chciałam, by ktokolwiek to czytał. Zaczęłam brać udział w konkursach literackich, a zdobyte wyróżnienia dawały mi motywacje do dalszego pisania.

PP: Jaka jest droga od pisania do szuflady do publikacji książki?

Sylwia Markiewicz: Zdecydowanie długa i złożona z kostek cierpliwości i wytrwałości z licznymi zakrętami, za którymi nie wiadomo co nas czeka. Bo przecież nie wiemy, czy to, co stworzyliśmy,, zostanie wydane lub ktokolwiek to przeczyta. Wiele razy odkładałam moje zapędy pisarskie na kilka miesięcy, po to, by ponownie do nich wrócić i dać upust myślom, które kłębiły się w mojej głowie. Miałam szczęście, odezwały się trzy wydawnictwa. Gdyby jednak tak się nie stało, schowałabym tekst do kolejnej szuflady i napisała nowy. Trzeba pisać dla siebie, własnej satysfakcji i przyjemności, by się nie poddać i nie zniechęcić, gdy po wysłaniu tekstu kolejne wydawnictwo milczy.

PP: Kto był Pani mistrzem do naśladowania?

Sylwia Markiewicz: Czytałam wiele publikacji, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a sposób pisania autorów po prostu wprawiał mnie w zachwyt. Za każdym razem myślałam sobie: „właśnie tak chciałbym pisać”. Uwielbiam książki Davida Morrella, Roberta Ludluma, bo ekscytujący świat dobrze wyszkolonych agentów bardzo mi odpowiada. Wychowałam się na powieściach Katarzyny Grocholi, której poczucie humoru daje mi uśmiech na cały dzień, a lekkość pisania sprawia, że odpoczywam doskonale i delektuje się każdą stroną. A ostatnio odkryta przez mnie Carla Montero skradła moje serce, bo jej opisy przyrody i otoczenia są tak rzeczywiste, że czułam zapach kwiatów i smak podawanych potraw. Wielu wspaniałych autorów, ale ja muszę znaleźć odpowiednią drogę dla siebie.

PP: Jak wymyśliła Pani swoich bohaterów? Czy postacie pochodzą z realnego świata czy są wyłącznie tworem fantazji?

Sylwia Markiewicz: Postacie nie są prawdziwe, ale są przesiąknięte cechami charakteru różnych osób, których kiedyś poznałam i dlatego każdy może odnaleźć w nich cząstkę siebie. Ludzie zawsze mnie fascynowali, ich zachowania, sposób bycia, przyzwyczajenia oraz skąd się biorą ich złe cechy, z czego wynikają, co takiego wydarzyło się w ich życiu, że krzywdzą innych. Każdy jest inny, przez co bardzo ciekawy i może być głównym bohaterem. Uwielbiam jeździć pociągiem, tyle wspaniałych osób siedzi obok i każdy jest wyjątkowy. Próbuje wyczytać z ich zachowania, czym się zajmują i jak wygląd ich życie na podstawie ubrania czy książki, którą właśnie czytają. Krótka rozmowa, chwila obserwacji i już mam kolejnego bohatera o wyglądzie podobnym do pana z pociągu.

PP: Jak wygląda u Pani proces pisania powieści? Tworzy Pani najpierw jakiś szkic fabuły czy raczej pisze Pani „z głowy”?

Sylwia Markiewicz: Piszę ogólny plan powieści, rozpisuje wątki na punkty, a te na kolejne podpunkty. Często bywa jednak tak, że w trakcie pisania zmieniam fabułę, zachowania bohatera, a nawet zakończenie. Utożsamiam się z postaciami i wchodzę w ich skórę, a fabuła skręca pod wpływem moich emocji w stronę, w którą nigdy bym wcześniej nie poszła.

PP: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich książek? Szuka ich Pani aktywnie czy może same przychodzą?

Sylwia Markiewicz: Pomysły przychodzą same, mam wrażenie, że wystarczy wybrać się na spacer i tematy na opowieści są gotowe. Życie każdego człowieka nadaje się na interesującą książkę. Problemy zwykłych ludzi i ich codzienne zmagania, są same w sobie wartościowe i wystarczy zbudować do nich odpowiednią fabułę, by przedstawić ciekawe i wzruszające losy. Lubię, gdy książka dostarczy chwilę refleksji lub zawiera przesłanie, które zmieni poglądy czytelnika lub będzie mieć wpływ na jego życie.

PP: Jakie jest Pani doświadczenie – łatwiej zacząć czy skończyć pisanie, kiedy przestać poprawiać?

Sylwia Markiewicz: Trudniej zakończyć pisanie, bo częste zmiany w trakcie tworzenia fabuły sprawiają, że zakończenie okazuje się nieprzewidywalne nawet dla mnie. Jeżeli chodzi o poprawki, to mam wrażenie, że można to robić bez końca i tak naprawdę nigdy nie wiadomo czy wersja pierwsza będzie lepsza, czy ta po wielu poprawkach. Po kilku miesiącach, gdy przeczytałam jeszcze raz powieść, to już wiedziałam, że zupełnie inaczej bym napisała, ale sądzę, że tak będzie za każdym razem, bo nowe pomysły już zdążyły się stworzyć w głowie. Najlepiej jak z tekstem zapozna się osoba obca, na przykład redaktor w wydawnictwie i z zupełnie innej strony spojrzy na opowieść.

PP: Co było dla Pani najtrudniejsze w procesie pisania tej książki?

Sylwia Markiewicz: Opisanie emocji, które miałam w duszy, w taki sposób, by czytający zrozumiał, co chciałam przekazać. Jak nie zepsuć moich prawdziwych zamiarów zbyt banalną fabułą? To skomplikowane i muszę się jeszcze wiele nauczyć. Kolejną trudnością było oderwania się od bohaterów, tak by wrócić do codzienności. Pisanie mnie pochłania i wtedy trudno skupić się na rzeczach przyziemnych, jak gotowanie obiadu czy zakupy. Bujam trochę w obłokach i żyje w tym czasie losami bohaterów.

PP: Jaki Pani miała sposób na motywowanie się do pisania?

Sylwia Markiewicz: Systematyczność bardzo pomaga. Codziennie usiąść i pisać nawet tylko piętnaście minut, ale codziennie. Najczęściej z tych kilkunastu minut robiło się dwie godziny, bo nie mogłam się oderwać. Kolejny sposób, by z chęcią siadać do pisania, to poprzedniego dnia zakończyć w takim miejscu, by wiedzieć dokładnie, co się chce dalej napisać. Nie będziemy siedzieć nad pustą kartką i się zastanawiać, tylko zdania same będą układać się w całość. Ja piszę ręcznie, bo tak lepiej skupić mi myśli. Ołówek i kartka dają mi więcej natchnienia niż mrugający kursor w komputerze.

PP: Uczestniczyła Pani w kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pani udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?

Sylwia Markiewicz: Od dawna nosiłam się z zamiarem skorzystania z kursu, by poszerzyć wiedze, sprawdzić umiejętności. Nie mogłam jednak znaleźć odpowiedniego dla siebie. Mój czas jest bardzo ograniczony i zobowiązanie się, że usiądę do komputera o określonej godzinie, bo jest lekcja online, było niemożliwe do zrealizowania. Znalazłam idealny kurs na Pasji Pisania. Nikt nie narzucał mi dnia ani godziny. Sama decydowałam, kiedy napiszę zadanie, które wyznaczył nauczyciel. Przeważnie siadałam późnym wieczorem lub nocą, gdyż tylko wtedy miałam ciszę i możliwość skupienia w domu. Nauczycielka z kursu była właściwie pierwszą osobą, która analizowała moje prace i pokazywała błędy. Sama nigdy bym ich nie zauważyła i ciągle powielała w kolejnych tekstach. Dostałam mnóstwo gotowych wskazówek, jak uniknąć błędów w przyszłości oraz jak pokazywać otaczający nas świat, by ten obraz ukazał się w głowie czytelnika. Teksty też można było upublicznić na forum klasy, co dawało dodatkową możliwość sprawdzenia się. Opinia innych okazała się bardzo cenna, bo można było zobaczyć, jak reagują osoby czytające, co pozwalało wychwycić kolejne niedociągnięcia. Najważniejsze było jednak to, że nikt nie czuł się przymuszony, a w grupie panowała dowolność i swoboda. Nie czułam się krytykowana, ale wspierana. Polecam wszystkim, bo ta forma prowadzenia kursu będzie sprzyjać każdemu, a wymówka z brakiem czasu, tu nie zadziała. Jedyne czego żałuje to, że tak późno się zdecydowałam.

PP: Na koniec, proszę nam zdradzić jakie ma Pani dalsze plany pisarskie?

Sylwia Markiewicz: Obecnie zbieram materiały do dwóch powieści, które od dawna ułożyły się w mojej głowie i tylko czekają, by zostać odpowiednio oprawione w zdania. Bardzo się różnią, nie tylko fabułą, cechami charakterów bohaterów, ale i problemami poruszanymi i wartościami, które chcę przekazać. Nie zdradzę jednak szczegółów, by nie zapeszyć.

PP: Bardzo dziękujemy za wywiad i raz jeszcze gratulujemy debiutu.

 

 

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się