Wywiad z Lucyną Leśniowską

Pasja Pisania: Serdecznie gratulujemy wydania Pani pierwszej powieści „Niebieska łódka”. Jak to się stało, że zaczęła Pani pisać?

Lucyna Leśniowska: Bardzo dziękuję za gratulacje. Myślę, że potrzeba pisania zrodziła się z mojej wrażliwości, ale przez długi czas, ta sama wrażliwość nie pozwalała jej się ujawnić. Odkąd pamiętam, pisałam pamiętniki, bo tylko w nich potrafiłam wyrazić to, co naprawdę czuję. Kiedy byłam nastolatką podjęłam pierwsze literackie próby, ale byłam zbyt zamknięta w sobie, żeby swoje teksty pokazać komuś, kto nie miał podobnej pasji. Tak więc o moim hobby wiedziało bardzo wąskie grono koleżanek, które pisały głównie wiersze. Do tego, że tkwi we mnie niezrozumiała potrzeba ,,wygadania się”, ale w takiej artystycznej formie, nie przyznałam się nawet najbliższym. Myślę, że obawiałam się oceny, posądzenia o to, że ze mną jest coś nie tak. Chyba nie do końca rozumiałam samą siebie. Poza tym kiedy byłam nastolatką,  coś takiego jak ,,kreatywne pisanie” nie istniało, a przynajmniej ja o tym nic nie wiedziałam. Bratnich dusz szukałam w domu kultury podczas spotkań z poetką, która pewnego dnia wzięła mnie na stronę i zapytała: ,,Próbowałaś pisać dłuższe formy?”. Wtedy dotarło do mnie, że poetki ze mnie nie będzie, ale w końcu to nie nią chciałam być, tylko pisarką. To było moje ostatnie spotkanie w gronie aspirujących poetek i poetów (śmiech).

PP: Jaka jest droga od pisania do szuflady do publikacji książki?

Lucyna Leśniowska: Długa! To tak w skrócie. Myślę, że przede wszystkim trzeba przyznać przed samym sobą, że chce się pisać – na dobry początek. Później jest już trochę trudniej, bo pomiędzy pomysłem na fabułę a postawieniem ostatniej kropki rozciąga się przepaść, nad którą trzeba wybudować most. A do tego przyda się zacięcie i pracowitość. Bez systematycznej pracy trudno oczekiwać efektów. Tak było w moim przypadku. W szufladzie miałam kilka rozpoczętych książek, które porzucałam, przeważnie po napisaniu drugiego rozdziału, a to nie były długie rozdziały (śmiech). Myśl o poważnym pisaniu dojrzewała we mnie latami. Odkąd pamiętam, czytałam bardzo analitycznie i podziwiałam pisarki i pisarzy za umiejętność tworzenia fikcji literackiej. Za każdym razem, kiedy utwór wywarł na mnie wrażenie, próbowałam się w niego ,,wgryźć”. Odpowiadałam sobie na pytanie: ,,Jakim sposobem autor wywołał we mnie konkretne emocje?” Ale z czasem to nie wystarczało. Wiedziałam, że bez odpowiednich drogowskazów nie dam sobie rady, dlatego zapisałam się na kurs kreatywnego pisania.

PP: Kto był Pani mistrzem do naśladowania?

Lucyna Leśniowska: Jako nastolatka zaczytywałam się książkami Krystyny Siesickiej. Nawet teraz czasami wracam do jej powieści i odkrywam coś, co wcześniej przeoczyłam. Odnajduję się w twórczości rodzeństwa Bronte, Jane Austen, Charlesa Dickensa, ale lubię też czytać współczesne powieści, które wyszły spod piór: Jodi Picoult, Celeste Ng, Liane Moriarty czy nieżyjących już Stanisławy Fleszarowej-Muskat i Ewy Marii Ostrowskiej. Lubię życie i o życiu lubię czytać. Najważniejsze, aby sposób w jaki autor czy autorka je przedstawia, urzekał stylem.

PP: Jak wymyśliła Pani swoich bohaterów? Czy postacie pochodzą z realnego świata czy są wyłącznie tworem fantazji?

Lucyna Leśniowska: Większość bohaterów ,,Niebieskiej łódki” to wytwór mojej wyobraźni, ale są i takie postaci, które realnie istnieją. To Patrycja, Dagmara i Urszula Blindow – właścicielki kina Żeglarz w Jastarni. A jak wymyśliłam fikcyjnych bohaterów? Kolokwialnie mówiąc, oni sami do mnie przyszli i nie chcieli odejść (śmiech). Później próbowałam wczuć się w ich sytuacje i kierować ich życiem tak, aby było wiarygodne.  

PP: Jak wygląda u Pani proces pisania powieści? Tworzy Pani najpierw jakiś szkic fabuły czy raczej pisze Pani „z głowy”?

Lucyna Leśniowska: Różnie z tym bywa. Czasem mam pomysł na fabułę i wtedy układam plan wydarzeń, który trzyma na wodzy moją wyobraźnię (śmiech). Niektórym tekstom pozwalam ,,płynąć” i przyglądam się, w którym kierunku zmierzają. ,,Niebieska łódka” swoje początki miała na kursie Pasji Pisania. Scena, którą wtedy stworzyłam, nie znalazła się na stronach powieści, ale była wyrzutnią dla dalszego procesu pisania. Pokochałam głównych bohaterów za wrażliwość, jaką sobą prezentowali i zapragnęłam ich wysłuchać.

PP: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich książek? Szuka ich Pani aktywnie czy może same przychodzą?

Lucyna Leśniowska: Uważam, że życie jest tak inspirujące, że wystarczy tylko rozejrzeć się dookoła i czerpać garściami. Uwielbiam słuchać ludzi, obserwować ich i przypisywać inne scenariusze, niż te, które zafundowała im rzeczywistość. Nie szukam konkretnych pomysłów na fabułę. Swoją twórczością chcę coś powiedzieć i to stawiam na pierwszym miejscu. Ja już nic nowego nie wymyślę. Wszystko już zostało rozpisane: miłość, zdrada, kara, namiętność, morderstwo, okrucieństwo… Mogłabym wymieniać wiele wątków czy motywów, dzięki którym powstały wielkie dzieła, ale myślę, że w każdej sztuce (nie tylko w pisarstwie) chodzi o to, aby powiedzieć coś w taki sposób, który dotrze do szerszego grona. Refleksja po przeczytaniu książki i otwarta dyskusja to największa nagroda dla autorki czy autora.

PP: Jakie jest Pani doświadczenie – łatwiej zacząć czy skończyć pisanie, kiedy przestać poprawiać?

Lucyna Leśniowska: Najłatwiej jest zacząć, najtrudniej systematycznie pisać. Z postawieniem ostatniej kropki bywa różnie, bo tak jak początek powieści, i zakończenie powinno mieć swoją odpowiednią moc. W tych momentach jest łatwo przekombinować. Myślę, że poprawki to zmora każdej piszącej osoby. Ja w pewnym momencie musiałam dać sobie spokój, bo kiedy uruchomiłam redaktorskie nożyczki, cięłam bez opamiętania (śmiech). Wtedy najlepiej odpuścić i przez jakiś czas nie zaglądać do tekstu. Zwykle kiedy ,,odleży” swoje, zaczyna nabierać innych barw.

PP: Co było dla Pani najtrudniejsze w procesie pisania tej książki?

Lucyna Leśniowska: Najtrudniej było utrzymać systematyczność w pisaniu i godzenie obowiązków zawodowych z potrzebą pisania. Jestem mamą i rodzina jest dla mnie najważniejsza. Te wewnętrzne przepychanki: ambicji, miłości i poczucia obowiązku bywały męczące. Na szczęście mam wyrozumiałą i oddaną rodzinę, która wspierała mnie na każdym etapie powstawania powieści. Jeśli chodzi o konkretne sceny, to najtrudniej pisało mi się te związane z przemocą domową. To ważny aspekt tej powieści i chciałam, żeby wyszedł wiarygodnie.

PP: Jaki Pani miała sposób na motywowanie się do pisania?

Lucyna Leśniowska: : Największą motywacją do pisania była wizja, w której trzymam w rękach swoją własną powieść. Taka wizualizacja spełnionych marzeń pobudzała mnie do działania i odpychała wewnętrzne pokusy w stylu: rzuć tym pisaniem w kąt, poleniuchuj po pracy, obejrzyj jakiś film, wyjdź ze znajomymi… Po prostu odpuść sobie. Pisanie to samotne zajęcie i bez motywacji trudno o ukończenie książki.

PP: Uczestniczyła Pani w kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pani udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?

Lucyna Leśniowska: Tak jak wcześniej wspomniałam, bez kursów kreatywnego pisania, pewnie nie udałoby mi się napisać książki. Nie wiem, czy znalazłabym w sobie tak silne samozaparcie do systematycznej pracy, zwłaszcza kiedy nie widziałabym postępów. Pewnie z czasem doszłabym do wniosku, że nie nadaję się do pisania książek. Profesjonalna ocena tekstów i konstruktywna krytyka to bardzo ważne elementy takiego kursu. Michał Paweł Urbaniak i Barbara Sęk byli moimi nauczycielami. Dostałam od nich różne wskazówki, dzięki którym łatwiej mi było marzyć o własnej powieści. Dzięki Michałowi Pawłowi Urbaniakowi poznałam wiele utworów, które do dziś są dla mnie ważne i w dużym stopniu wpłynęły na moją twórczość. No i to zdanie, które ciągle powtarzał: ,,Stać cię na więcej”, miało tak intensywną moc, że faktycznie w nie uwierzyłam! (śmiech). Później też uwierzyłam, że mogę napisać coś więcej niż krótkie opowiadania. Z każdym kursem stawiałam sobie porzeczkę wyżej i wyżej, aż w końcu usłyszałam pochwałę (śmiech). Ale to jest jedna strona bycia wśród ludzi, którzy dzielą tę samą pasję. Druga to ta, dzięki której nawiązują się piękne przyjaźnie. Z kilkoma osobami, z którymi uczestniczyłam w tych samych kursach, do dziś utrzymuję stały kontakt. Myślę, że warto pielęgnować takie przyjaźnie, bo kto inny zrozumie nas lepiej, jak nie ci, którzy kroczą po tej samej pisarskiej ścieżce? Z kursów wyniosłam wiele dobrego i zawsze będę wdzięczna za ten czas.

PP: Na koniec, proszę nam zdradzić jakie ma Pani dalsze plany pisarskie?

Lucyna Leśniowska: Duże (śmiech), a tak poważnie, to mam nadzieję, że ,,Niebieska łódka” zostanie na tyle dobrze przyjęta, że czytelnicy będą chcieli czytać moje kolejne książki.

PP:  Dziękujemy za wywiad i życzymy kolejnych sukcesów literackich.

 

 

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się