Wywiad z Niną Bylicką - Karczewską

Barbara Sęk: Wkroczyłaś właśnie w rynek literatury obyczajowej, toteż chciałabym zapytać, jak widzisz kondycję tego gatunku na naszym ojczystym “poletku”?

Nina Bylicka-Karczewska: Muszę przyznać, że literatura obyczajowa nie jest dla mnie literaturą pierwszego wyboru. Z reguły sięgam po książki innego typu, co może wydawać się dziwne, zważywszy na to, że moją powieść należy zaliczyć do literatury obyczajowej. Osobiście szukam w powieściach przeżyć bohaterów, nawet jeśli pokazują inny fragment rzeczywistości, niż ten, który znam. Interesuje mnie ich świat, jeśli tylko autor wprowadza mnie głęboko w ich doświadczenia emocjonalne.

Myślę, że sporo powieści obyczajowych zbyt płytko traktuje motywacje bohaterów, a rozwiązania ich problemów są zbyt sielankowe, to natomiast nijak przystaje do realiów. Poza tym ludzie są wielowymiarowi, przynajmniej w moim odczuciu. Wciskanie ich w wąskie ramy po to, by czytelnik zyskał łatwość w szufladkowaniu, prowadzi do uproszczeń, że jeśli ktoś zrobił coś negatywnego, to jest zły, a jeśli ktoś jest miły, z pewnością jest dobrym człowiekiem. Tymczasem nie jest to oczywiste, za każdym zachowaniem stoi kontekst kulturowy, społeczny, osobowościowy, sytuacyjny. Bez tego tła - obyczaj nie jest dobrym obyczajem.

 S: Każdego dnia w Polsce wychodzi mnóstwo powieści obyczajowych, z których prawie każda ma podobną okładkę i podobny opis. Co miałoby zatem sprawić, że czytelnik sięgnie właśnie po Twój debiut?

Nina: Liczę się z tym, że moja powieść rozczaruje część osób brakiem plażowej sielskości, którą zapowiada okładka, natomiast zainteresuje czytelników, którzy lubią nieoczywistych bohaterów ze swoimi słabościami i konfliktami wewnętrznymi; cenią takie postacie, które nie są czarno-białe, czasami irytują, ale są prawdziwi. Jednocześnie “Papierowa miłość” jest dla tych, którzy, czytając, szukają w książce przestrzeni na refleksję, nie tylko rozrywkę. 

S: Planujesz zwroty gatunkowe?

Nina: Nie w najbliższej przyszłości, ale co do zasady - tak.

S: Pracujesz na etacie, wychowujesz dwójkę dzieci, prowadzisz dom z ogrodem, dbasz o formę, uprawiasz sport…. 

Jesteś w stanie doradzić kursantom, jak wygospodarować czas na pisanie i nie stracić motywacji podczas żmudnego i pracochłonnego procesu pisania powieści?

Nina: Jestem osobą zorganizowaną, nie lubię mieć zbyt wielu niezałatwionych spraw, które się piętrzą. Czuję wewnętrzną presję, aby po kolei zamykać projekty i tak też było z powieścią. Wprawdzie jest to inny proces niż codzienne czynności, gdyż pisanie powieści jest nie tylko czasochłonne, ale również kosztowne emocjonalnie, wymaga złożonych procesów myślowych i intelektualnych, ale i w tym przypadku moja zadaniowość zdała egzamin. Wiedziałam, że skoro podjęłam się napisania “Papierowej miłości” (pierwotnie “Papierowej zabawki”), zaplanowałam tę fabułę, nie porzucę obranego celu, bo nie dałoby mi to spokoju.

Jeśli chodzi o wygospodarowanie czasu, niestety nie podam złotego środka, bo taki nie istnieje. Każdy z nas funkcjonuje w innych okolicznościach, ma inne potrzeby i inaczej organizuje sobie życie. Niemniej każdy człowiek powinien mieć swoją przestrzeń do realizacji pasji czy własnego rozwoju, bez względu na to, jaką pracę wykonuje i jakimi innymi obowiązkami jest obarczony. Dbanie o siebie jest bardzo ważne, choć wiem, że wiele osób się dopiero tego uczy i bywa, że to przychodzi z trudem. 

S: Co należy zrobić, by bliscy uwierzyli w pisarską pasję i nasze możliwości?

Nina: Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba samemu uwierzyć w swoją pasję i komunikować potrzebę jej rozwijania bliskim.

Oczywiście upraszczam, bo są różne sytuacje rodzinne, nie zawsze łatwe, ale potrzeba pisania musi wyjść od osoby, która pragnie to robić. Nikt z zewnątrz nie uposaży nas w upór i samozaparcie, a jeśli tego zabraknie, bliscy nie wesprą naszych dążeń. Dlatego tak istotne jest nadanie pisaniu, niekoniecznie najwyższego, ale odpowiednio wysokiego priorytetu. Jeśli zawsze ważniejsze będzie gotowanie, sprzątanie, wyjście z psem itd., to nawet jeśli będziemy deklarowali, że chcemy pisać, przekaz od bliskich będzie taki: no ale przecież tego nie robisz. Bliscy muszą również zrozumieć, że, aby wygospodarować czas na pisanie, trzeba go ukraść innym aktywnościom. To też jest jeden ze sposobów zademonstrowania innym, jak bardzo ważne jest dla nas pisanie.

 S: Każdemu pisarzowi sprzyjają w pobudzeniu kreatywności nieco inne okoliczności, podczas których wytęża umysł i przychodzą mu do głowy najlepsze pomysły. Jakie to momenty u Ciebie? Jakich bodźców potrzebujesz, aby uruchomić wyobraźnię?

Nina: Bardzo pomagają mi zmiany otoczenia, jazda pociągiem, oczywiście dalsze podróże. Podczas nich najmocniej wytężam wzrok na nowe miejsca i słuch na mowę mieszkańców. Staram się wyruszać na wyprawy w nieznane tak często, jak tylko mogę, próbować nowych aktywności, eksplorować nowe miejsca, obserwować ludzi. Również sport dostarcza mi wielu bodźców. Najwięcej olśnień pisarskich doznałam, biegając, więc można powiedzieć, że potrzebuję endorfin.

 S: Jak oceniasz swój aktualny warsztat? W czym nastąpił progres, co od początku było Twoją mocną stroną?

Nina: Od początku udawało mi się dobrze pokazywać emocje, robić zbliżenie na bohaterów.

Warsztatowo miałam - i mam nadal - problemy z nadużywaniem zaimków, interpunkcją, dobrymi opisami oderwanymi od perspektywy bohatera. Walczę ze skrótami myślowymi, gdyż zdarza mi się napisać coś zupełnie niezrozumiałego. Bywa też, że powtarzam pewne partie tekstu innymi słowami, zapętlam fabułę, tworząc dryfy lub nadmiar dygresji o stanie emocjonalnym bohatera.

Aktualnie staram się eliminować na bieżąco te kwestie, o których wiem, że są moją bolączką. Pisanie powieści to ciągła praca nad sobą i warsztatem.

 S: Startowałaś z wysokiego pułapu. Czy w takim razie uczestnicząc w kursach Pasji Pisania, odniosłaś jakiekolwiek korzyści?

Nina: Nie chciałabym popaść w patos, ale gdyby nie kursy, prawdopodobnie bym nie stworzyła swojej debiutanckiej powieści. Na każdym etapie kursów spotykałam świetnych ludzi, którzy pisali znacznie lepiej ode mnie, a poznawanie ich tekstów, a także możliwość przeczytania ich opinii na temat własnych próbek, dało mi ogromną dawkę wiedzy, a także solidną porcję motywacji. Ogromną siłą kursów jest możliwość poznania wielu osób z różnych części Polski (i nie tylko), z odmiennymi doświadczeniami, w różnym wieku… Ten przekrój społeczny jest niesamowity, ciężko byłoby w innych okolicznościach zetknąć ze sobą tak różnych ludzi, gdyby nie łączące ich zamiłowanie do pisania. Z wieloma osobami utrzymuję bliski kontakt aż do dziś.

Tobie natomiast jestem wdzięczna za cenne lekcje, uwagi i wskazówki, a przede wszystkim za wiarę w to, że mój pomysł na powieść ma sens. To mi dodało skrzydeł. Spotkanie odpowiedniego nauczyciela na swojej drodze, tak, aby obie strony znalazły nić porozumienia, jest najcenniejsze i każdemu tego życzę.

S: Nasi kursanci na pewno chcieliby się dowiedzieć, czy ujrzenie swojego nazwiska na okładce książki jest warte poświęceń. Co poczułaś, gdy pierwszy raz trzymałaś w rękach swój egzemplarz autorski „Papierowej miłości”?

Nina: To niesamowite uczucie! Tak, jakby własne dziecko poszło w świat. Towarzyszy temu trema, jak powieść zostanie odebrana, ale jest to poczucie dużego sukcesu i wisienka na torcie po wykonaniu ogromnej pracy związanej z pisaniem powieści.

 S: „Papierowa miłość” jest naszpikowana emocjami, psychologią postaci, bardzo traumatycznymi wydarzeniami… Zastanawiam się, jak przebiegał proces twórczy, na ile zaangażowałaś się w problemy Anki i Piotrka. Potrafiłaś zachować profesjonalizm i odciąć się po zamknięciu dokumentu?

Nina: Proces twórczy "Papierowej..." porównałabym do układania puzzli. Na początku dysponowałam kilkoma scenami, zdarzeniami, dialogami, część z nich zresztą powstała w trakcie kursów. Te kilka elementów zaczęłam z czasem łączyć w całość, mając już ogólny zamysł. 

Przyznam, że losy bohaterów angażują mnie bardzo mocno, szczególnie podczas tzw. cugu pisarskiego. Wtedy myślę tylko o postaciach, fabule i nie lubię się z tego stanu wyrywać. Ciężko mi pisać zgodnie z planem, bo czasami do trudnych scen muszę mieć odpowiedni nastrój, muszę czuć odpowiednią atmosferę. Staram się pisać nie tylko rzemieślniczo, ale wkładać w to też odpowiednią dawkę emocji. Nie zawsze moja aura współgra z tym, co, wedle chronologii, czują bohaterowie, a uważam, że to konieczne. Dlatego czasami „skaczę” między wątkami. 

S: „Papierowa miłość” jest mocno osadzona w przestrzeni, czytelnik jest w stanie przejść po stolicy śladami Twoich bohaterów, poznając jej topografię. Sama z z warszawskiej Pragi przeprowadziłaś się na przedmieścia, jestem ciekawa, czy tęsknisz.

Nina: Wciąż pracuję w Warszawie i załatwiam tam bieżące sprawy, więc… Powiedzmy, że jestem z Warszawą w związku otwartym (śmiech). Owszem, wolę codzienność na wsi, tam mam ciszę i spokój, pielęgnuję też introwertyzm, ale Warszawa niezmiennie pozostaje w mojej świadomości. Jest moim partner in crime.

S: Lubisz ją?

Nina: Oczywiście. Równocześnie mam w stosunku do Warszawy taki rodzaj pobłażania jak do mężczyzny, który, mając 37 stopni temperatury, myśli, że umiera. Nie podpalam się, nie przeżywam, nie daję się zwieść, zachowuję - pewnego rodzaju - trzeźwy, dystans, nie wychwalając zanadto, wyłącznie przez wzgląd na lokalny patriotyzm, bo wiem, że Warszawa bywa /humorzasta. To chimera. Miasto szans i zagrożeń, górek i dołków, starych kamienic i szklanych wysokościowców, historii rodowitych mieszkańców sprzed wieków i historii współczesnej przyjezdnych. Po ulicach trzeba twardo stąpać, by znaleźć tu swoje miejsce.

S: Piszesz o dwóch brzegach warszawskiej Wisły. Jak już ustaliłyśmy, sama jesteś rodowitą warszawianką, wychowałaś się na Pradze, skończyłaś resocjalizację w stolicy. Piszesz o trudnej młodzieży. Krótko mówiąc – bierzesz na warsztat to, na czym się znasz, jak zaleca wiele podręczników pisarskich. Potrafisz i będziesz chciała wyjść poza to, co oswojone czy uważasz to za błąd w sztuce?

Nina: Zaczęłam od miejsc, które są mi dobrze znane, ponieważ łatwiej było w ten sposób zrozumieć bohaterów i ich poprowadzić. W dzieciństwie przemierzyłam wiele razy ulice pojawiające się na kartach powieści.

Mam wrażenie, że każdy z nas literacko eksploatuje to, co jest mu bliskie, u mnie to – poza lokacją - tematy związane z relacjami między ludźmi, wychowanie, rodzina jako lustro tego, kim jesteśmy. Wyobrażam sobie jednak, że te obszary zaczną w przyszłości przybierać nowe formy. Myślę, że na tym polega prawdziwe pisarstwo - trzeba się rozwijać, czasami nawet zaryzykować i podjąć temat, który wymaga więcej wysiłku. To nie jest łatwe, ale lubię wyzwania i z pewnością będę chciała wyjść poza strefę komfortu – z bezpiecznych dla mnie zaułków warszawskiej Pragi (śmiech).

S: Ta dzielnica cieszy się wyjątkowo złą sławą.

Nina: Lata dziewięćdziesiąte, ukazane w mojej powieści w retrospekcjach, to okres, kiedy Praga miała bardzo złą sławę i historie z pierwszych stron gazet niestety nie były wyssane z palca. Realnie ta dzielnica była niebezpieczna.

Aktualnie to się bardzo zmieniło. Praga jest w trakcie rewitalizacji starych kamienic, a za tym idą także przemiany społeczne. To już nie ta sama dzielnica co kiedyś. Młodzi ludzie chcą tu mieszkać, powstało tu mnóstwo klimatycznych kawiarenek, wszystko z duchem czasu. Dojeżdża tu metro, co również jest symbolem nowoczesności. To także zbliżyło mieszkańców Pragi z osobami ulokowanymi w Śródmieściu. Faktem jest, że Praga nadal ma swoje problemy, zmiany to proces, ale z pewnością zła sława przemija, co tylko świadczy o tym, że miasto jest pełne dynamiki.

S: Pomówiłyśmy o Warszawie, wróćmy teraz do resocjalizacji. Nie pracujesz w zawodzie. Twoja powieść ma komuś pomóc cię odnaleźć i coś zrozumieć, czy raczej ma zrealizować Twoje porzucone ambicje?

Nina: To trudne pytanie. Może najpierw uściślijmy - to nie jest powieść terapeutyczna, to beletrystyka z pewnymi trudnymi zdarzeniami w tle, więc chciałabym, aby czytelnicy odnaleźli drugie dno, spojrzeli na sprawy z perspektywy szerszej niż tylko przez zoom własnej soczewki.

Co do drugiej części pytania, w pewnym sensie pisarstwem realizuję niespełnione ambicje w zakresie psychologii, którą się interesuję.

S: Wielu pisarzy w Polsce to osoby bezdzietne. Dzieci przeszkadzają w pisaniu?

Nina: Z mojego punktu widzenia dzieci pomagają. Pytałaś wcześniej o wygospodarowanie czasu – patrząc na to pod tym kątem, przy dzieciach jest go z pewnością mniej, lecz warto zwrócić uwagę na to, że dzieci dostarczają nam dodatkowego, innego punktu widzenia, rozszerzają nasze kontakty społeczne - dochodzą grupy z przedszkola, szkoły i wówczas obserwujemy relacje młodych ludzi z ich rówieśnikami, widzimy, jakie mają rozterki. Mówiąc inaczej, otwierają nam się oczy na inne zdarzenia i problemy, a to daje znacznie obszerniejszą perspektywę. Zaznaczam jednak, że to subiektywna opinia kogoś, kto jest skoncentrowany - nawet w pisaniu - na relacjach i zależnościach rodzinnych.

S: Nie sposób nie zauważyć, że Twoja proza ma wartość terapeutyczną - dla rodziców i ich dorosłych dzieci. Zdajesz się obdarzać ogromną czułością młodych ludzi. Planujesz napisać w przyszłości coś dla młodszej grupy odbiorców? Myślisz, że dosadne pisanie, bez koloryzowania, nie przekreśliłoby Twoich szans na rynku? Nie obawiałabyś się obiekcji rodziców o to, że np. nie stronisz od kwestii seksualności i przekładasz ten element na ludzkie emocje

Nina: Cieszę się, że dostrzegalna jest moja wrażliwość w stosunku do młodego człowieka, bo faktycznie mam słabość do dziecięcych oraz nastoletnich bohaterów. Mam równocześnie świadomość, że nastoletni odbiorca jest bardzo wymagający, pisanie dla młodzieży postrzegam jako trudniejsze niż pisanie dla dorosłych, ponieważ wiąże się z tym pewna odpowiedzialność za kształtujące się jednostki. Poza tym, dochodzi tu kwestia doboru odpowiedniej formy, aby przykuć uwagę. To są trudniejsze kwestie niż dosadne pokazywanie seksualności, będącej naturalnym etapem dojrzewania. Niemniej sądzę, że współcześnie największym zagrożeniem dla młodzieży nie byłoby sięganie po literaturę pokazującą sferę seksualną człowieka. Dlatego gdybym zdecydowała się na taki krok – zmianę grupy docelowej, liczyłabym na zdrowy rozsądek rodziców.

S: Zdradziłyśmy już, że w „Papierowej miłości” nie brakuje scen erotycznych i to mocnych, często szokujących, dlatego chciałabym zapytać o Twój stosunek do seksu w literaturze. Sceny erotyczne świetnie Ci wychodzą, czy jesteś w stanie coś doradzić naszym kursantom w tej kwestii? Jak tworzyć takie partie tekstu, kiedy i w jakim celu?

Nina: Sceny erotyczne w „Papierowej miłości” odgrywają szczególną rolę. Z reguły stanowią jakiś przełom dla bohaterów oraz niosą za sobą określone konsekwencje. 

Seksualność bohaterów w obyczaju wydaje mi się dobrym środkiem do pokazania wielu kwestii, np. buntu, wyzwolenia, dominacji, uległości, lęku, odwagi, konfliktu, napięcia między bohaterami - w zależności od problemu powieści. Scena zbliżenia ma znaczenie, kiedy wynika naturalnie z emocji postaci, bez względu na to, czy te emocje są pozytywne czy nie. Z reguły poprowadzenie sceny intymnej w literaturze powinno służyć zaznaczeniu napięcia, natężenia relacji. I to jest chyba klucz – sceny seksualne powinny unaoczniać relacje, dlatego w mniejszym stopniu będą uzasadnione w powieściach akcji.

S: Myślałaś o napisaniu powieści erotycznej? Pytam o to, ponieważ ten rynek wciąż w Polce się rozwija.

Nina: Jeśli zdecydowałbym się na powieść erotyczną, to tylko w ramach thrillera erotycznego lub domestic noir, czyli seks nie byłby celem samym w sobie, a służyłby przedstawieniu jakiegoś głębszego problemu.

 S: Szykuje się kolejna część, możesz coś przybliżyć?

Nina: Druga część powieści ma na celu pokazanie dalszych losów Anki i Piotra po wydarzeniach z "Papierowej...". Wprowadzam dodatkową perspektywę kolejnego bohatera, ich syna.

Staram się wyjaśnić kwestie, które zostały niedopowiedziane w pierwszej części, a jednocześnie rozwijam nowy wątek, niezwiązany bezpośrednio z relacją Anki i Piotra, a jednak taki, który ich dotyka i powoduje, że muszą zrewidować swoje dotychczasowe przekonania wobec najbliższych.

S: Gdzie mogą Cię znaleźć czytelnicy, by podzielić się opiniami po lekturze „Papierowej miłości”?

Nina: Zapraszam na mój fanpejdż na fb oraz na Instagram

https://www.facebook.com/bylickanina/

https://www.instagram.com/bylicka_nina/

 

Nina Bylicka-Karczewska (ur. 1982 w Warszawie). Ukończyła pedagogikę resocjalizacyjną oraz pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, a także MBA w PAN. Absolwentka kursów Pasji Pisania prowadzonych przez Barbarę Sęk. Jest mamą Leszka i Igi. W wolnych chwilach biega. Interesuje się psychologią rozwojową, a także pierwszą pomocą. Powieść „Papierowa zabawka” (Replika, 2021) jest debiutem autorki. Planowana jest druga część powieści o dalszych losach bohaterów.

 

 

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się