Artykuły        

Cały ten seks cz.II

„Conde widzi, że na drewnianym parkiecie tańczy kilka par. Muzyka McDuffa i Bensona jest oczywistą zachętą, czuje, że wypił dosyć rumu, żeby się odważyć na ten krok.
- Chodźmy zatańczyć - mówi, podniósłszy się z miejsca.
Ona znowu się uśmiecha i poprawia sobie włosy, zanim wstanie i roztoczy kwiecistą materię swojej obszernej sukni. Muzyka, taniec, pierwszy pocałunek tej nocy, jakby stworzonej do pocałunków. Conde czuje, że ślina Kariny ma smak świeżego mango, jakiego od dawna nie spotkał u żadnej kobiety.
- Od lat nie czułem się tak dobrze - wyznaje i znowu zaczyna ja całować.
- Dziwny z ciebie człowiek, prawda? Smutny jak diabli i to mi się podoba. Nie wiem, ale mam wrażenie, że stąpając po ziemi, przepraszasz, że żyjesz. Nie pojmuję, jak możesz być policjantem.
- Ja też tego nie rozumiem. Myślę, że jestem zbyt łagodny.
- To też mi się podoba - śmieje się, a on pieści jej włosy, usiłując dotykiem pozbawić je miękkości, jaką przeczuwa w innym owłosieniu tamtego miejsca, które na razie pozostaje zakryte. Ona krawędzią paznokci drażni kark Condego po to, by niekontrolowany dreszcz przebiegł mu po plecach. Znowu się całują, muskając lekko ustami.
- Chciałbym wiedzieć, jaki nosisz numer butów.
- Piąty. Dlaczego pytasz?
- Bo nie mogę się zakochać w kobiecie, która nosi mniejszy numer niż czwórka. Nie pozwalają mi na to moje zasady.
I ponownie zaczyna ją całować, tym razem napotyka letni i uległy język, który atakuje jego jamę ustną ze staranną gwałtownością. Conde decyduje, że poprosi ją, by zaakceptowała jego towarzystwo, chce zostać rezydentem nocy.” - Leonardo Padura „Wichura w Hawanie”, Znak, Kraków 2009

Pisarz musi być kreatywny. Jest w tym podobny do kochanka. Jak Wam się podoba uwodzicielska „strategia Kopciuszka” w „Wichurze w hawanie”? Parskniecie przez nos: to tylko literatura! Drodzy Państwo, Marylin Monroe zakochała się w Arthurze Millerze po tym, jak na przyjęciu wypił szampana z jej pantofelka!

Wydaje się, że klasyczny polski adept pióra posiada pewną uniwersalną wymówkę mówiącą, dlaczego nie pisze scen erotycznych. Otóż brakuje mu słownictwa. Zawsze mnie to zaskakuje, zakładam bowiem, że ten sam człowiek mając do dyspozycji słowa takie jak „nos” i „kinol” jest w stanie napisać epopeję o dłubaniu w nosie. Po wtóre przypominam, że język polski nie jest językiem martwym jak łacina czyli, że można rozwijać, tworzyć, wyszukiwać i przystosowywać słowa do własnych potrzeb. Bądźcie kreatywni. Niech Wasi kochankowie będę kreatywni. Tytułem anegdoty przytoczę pewną opowiastkę. Otóż moja mama miała dziwaczny zwyczaj zaglądania do mojej korespondencji - nie było to szpiegowanie, zaglądała mimochodem, zawsze na moich oczach. Pewnego razu wpadła jej w ręce miłosna pocztówka. Stało na niej wykaligrafowane przez mojego męża: najlepsze życzenia dla „Różowego Strachulca”. Mama najpierw nie skojarzyła, a później jej twarz przybrała barwę piwonii. Można więc tworzyć… W ostateczności zawsze pozostaje klasyka. Przeglądaliście „Pieśń nad pieśniami”? Jeśli nie, wyganiam do lektury. Ona Was natchnie, jak natchnęła Leonarda Padurę, co przedstawiam w poniższym cytacie:

„- Och, jaka jesteś piękna, przyjaciółko moja! Oczy twe jak gołębice!
Recytuje te słowa biblijnym i salomonowym tonem, a wtedy ona, czując się piękna jak Jerozolima, odstawia kawę, odsuwa krzesło i podchodzi bliżej, nie uwalniając trzymanego ramienia, przybliża piersi do jego ust - „jak dwoje koźląt, bliźniąt gazeli, co pasą się pośród lilii” - po to, by wolną dłonią rozpiął nieporadnie guziki jej bluzki i zamiast dwóch gazeli zobaczył ciepłe i łagodne piersi z brodawkami jak dojrzałe śliwki, które budzą się niespokojnie przy pierwszym kontakcie z jego wprawnym jak jaszczurka językiem, zaczyna je ssać, jakby wracał do czasów dzieciństwa i znalazł się u progu wędrówki do źródeł życia i świata.” - Leonardo Padura „Wichura w Hawanie”, Znak, Kraków 2009

Pamiętajcie również, że gadżety poprawiają znudzonym parom życie erotyczne, ale również wzbogacają warsztat pisarski. Czy zdajecie sobie sprawę jak doskonale wpływa na pisarza dajmy na to saksofon? A kobieta plus saksofon może już sprowokować literacką burzę.

„ - Usiądź tutaj - wskazuje Karinie krzesło i podaje saksofon. - Zagraj, proszę, coś pięknego - zwraca się do niej i oddala się, żeby zając miejsce na drugim krześle.
- Co chcesz zrobić? - pyta ona i głaszcze metalowy ustnik instrumentu.
- Mam ochotę cię zjeść - odpowiada i nalega: - graj.
Karina gładzi nadal ustnik saksofonu i uśmiecha się, jest niezdecydowana. Podnosi go do ust i zaczyna ssać, zostawiając resztki śliny, które zawisną w powietrzu jak srebrne nitki. Pośladkami opiera się o brzeg krzesła i rozsuwa nogi. Ustawia długą szyję saksofonu między udami i zamyka oczy. Metaliczna i zachrypnięta skarga zaczyna płynąć z pozłacanych ust instrumentu i Mario Conde czuje, jak melodia przenika do jego wnętrza, podczas gdy łagodna postać Kariny - zamknięte oczy, nogi rozsunięte aż po mięsistą i bardziej czerwoną głębię, ciemniejszą od środkowej strony ud, piersi drżące w rytm muzyki i oddechu - ten widok unosi jego pragnienia na niewyobrażalne i trudne do udźwignięcia wyżyny, tymczasem oczy wędrują po tajemniczych zakątkach kobiecego ciała…”

Jak widać saksofon przebija wszystkie staroświeckie klasery ze znaczkami. I jeszcze jedno: serduszko. Małe czerwone serduszko, które pleni się nad wszystkim, co stworzyła nasza cywilizacja. Czy wiecie czego jest ono starożytnym symbolem? Albo chociaż się domyślacie? Przebijcie je strzałą i okaże się, że od seksu nie da się uciec ani w życiu, ani w literaturze, ani gdziekolwiek bądź. Zresztą od seksu przecież nie warto uciekać.


Izabela Szolc

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się