Wywiad z Dorotą Ponińską

Wywiad z Dorotą Ponińską

Foto z archiwum autorki

Pasja Pisania: Pani Doroto, serdecznie gratulujemy wydania kolejnej książki "Sekrety pani pułkownikowej". Śledzimy Pani karierę pisarską od pierwszego tomu "Podróży po miłość" - monumentalnej 3-tomowej powieści osadzonej w osmańskiej Turcji i carskiej Rosji :) Tym razem przenosi nas Pani w czasy przedwojennej Warszawy, która nazywana była Paryżem Północy ze względu na piękną architekturę i wielokulturowość. Dlaczego wybrała Pani właśnie taką lokalizację.

Dorota Ponińska: Bardzo dziękuję :) Przedwojenną Warszawę uważam za jeden z najpiękniejszych  mitów naszej kultury: kojarzymy ją z dawną elegancją, rozkwitem literatury, wspaniałymi kabaretami, Ziemiańską, oraz bujnym życiem towarzyskim łączącym  artystów, polityków i arystokratów na wspólnych  balach, rautach i „fajfach.” Jednocześnie pamiętamy, że klimat tego miasta ukształtował przyszłych żołnierzy Szarych Szeregów, kadry Armii Krajowej i pokolenie powstańców. A przy tym tamto miasto zostało utracone bezpowrotnie, tym bardziej więc obrosło legendą. Byłam pod wielkim wrażeniem tego, jak tę dawną Warszawę przedstawił Szczepan Twardoch w swojej „Morfinie” i w „Królu” – polemicznie z  idealizującą legendą. Pomyślałam wtedy, że taka Warszawa jest jeszcze ciekawsza, niż sądziłam i że chętnie przyjrzałabym się temu, jak wyglądała z perspektywy ówczesnych kobiet. Chciałam pokazać tę kobiecą przedwojenną Warszawę, ale nie w wyidealizowanej, nostalgicznej wersji. Nie omijając jej ciemnych stron. Poza tym Warszawa jest moim rodzinnym miastem, które uwielbiam i w którym mieszka wiele bliskich mi osób, więc pisałam o niej z dużą przyjemnością. 

PP: Głównymi bohaterkami są kobiety, przedstawicielki dwóch warstw społecznych Natalia Kotubrycka – tytułowa pułkownikowa i zatrudniona u niej – Frania Ozorek, która przyjechała do stolicy „za chlebem”. Pojawia się też intrygująca szamanka – Tatiana Trubecka. Ich problemy, dylematy są osią napędową książki, dlaczego właśnie takie postaci wybrała Pani na swoje bohaterki?

Dorota Ponińska: O kobietach pisze się ciekawie, zwłaszcza, że 100 lat temu emancypacja kobiet była dopiero projektem do zrealizowania, a patriarchat miał się znakomicie. Dlatego los wielu kobiet był naprawdę trudny, a szanse na dobre, satysfakcjonujące życie – niewielkie. Już samo to buduje potencjalne konflikty. Ale rzeczywiście zależało mi, żeby pokazać tę epokę ze strony różnych warstw społecznych, bo idealizując trochę dwudziestolecie międzywojenne myślimy głównie o elitach i ludziach zamożnych. Tymczasem ok 75% ówczesnego społeczeństwa to analfabeci, pozbawieni dostępu do edukacji i kultury. Świat pojęć i możliwości życiowych tych ludzi był niezwykle wąski. W postaci Frani chciałam pokazać kompletną bezradność  niepiśmiennych kobiet, pochodzących ze wsi służących, wykorzystywanych i często nieludzko traktowanych przez panie i panów, którym służyły.  Inspiracją była dla mnie znakomita książka „Służące do wszystkiego”, pierwsza monografia tej niezauważanej dotąd grupy społecznej.  Właśnie na przykładzie stosunku do służby widać jak silne było w tamtej Polsce dziedzictwo pańszczyzny i systemu feudalnego, jaka przepaść dzieliła dwór od wsi, jak instrumentalnie i okrutnie inteligencja potrafiła traktować przedstawicieli ludu. To jest ciemna strona naszego dziedzictwa, o której łatwo zapominamy.  Natalia uczestniczy w życiu warszawskich elit, ale jest niepewna swego statusu, bo jej ojciec jest nowobogackim milionerem. I często nachodzi ją myśl, jak niewiele dzieli ją od ubogich kobiet, które żyją w o wiele gorszych warunkach od niej, wie,  jak niewiele brakowałoby, a mogłaby dzielić ich los. Z kolei wróżka Tatiana o syberyjskich, szamańskich korzeniach  wnosi do powieści wątek magiczno – ezoteryczny. Daje czytelniczkom możliwość zastanowienia się nad różnymi  duchowymi kwestiami, uniwersalnymi i wciąż aktualnymi.

PP: Myślę, że współczesne czytelniczki mogą łatwo identyfikować się z bohaterkami, bo chociaż czasy się zmieniły, to emocje przeżywamy wciąż te same, czy łatwo się Pani pisze takie poruszające serce sceny?

Dorota Ponińska:  Autorzy podręczników pisania kreatywnego, zwłaszcza amerykańscy, piszą, że czytelnicy szukają w powieściach przede wszystkim emocji. Jeśli powieść nas porusza, to porusza w nas właśnie emocje i jeśli możemy się porozumieć z czytelnikiem to głównie poprzez dotknięcie wspólnych, ludzkich emocji, uczuć i doświadczeń.  To jest istota pisania i czytania.  Jak pięknie powiedziała Olga Tokarczuk w mowie noblowskiej – wymagająca czułości, czułego zainteresowania drugim człowiekiem. Nie myślę o tym w kategoriach łatwe / trudne, raczej staram się, żeby to było prawdziwe,  wiarygodne, poruszające. Żeby moi czytelnicy uwierzyli w emocje bohaterów, przeżywali je razem z nimi i mogli odnieść do własnych doświadczeń.

PP: Od wydania ostatniej książki minęły 4 lata, czy dłużej trwał proces pisania czy zbierania materiałów do powieści?

Dorota Ponińska: „Sekretom pani pułkownikowej” poświęciłam tylko rok 2019, zbierałam materiały i pisałam równolegle. Wcześniej zajmował mnie mój najbardziej ambitny projekt:  powieść historyczna o początkach Romantyzmu w Wilnie i o losach księcia Adama Czartoryskiego. Ta książka jest już gotowa i szukam dla niej wydawcy.  

PP: Jak wymyśliła Pani swoich bohaterów? Czy postacie pochodzą z realnego świata czy są wyłącznie tworem fantazji?

Dorota Ponińska: Nigdy nie portretuję w książkach żywych ludzi, których znam, poza postaciami historycznymi, które próbuję dobrze poznać i zrozumieć. Dlatego próżno szukać u mnie pierwowzorów postaci – moi bohaterowie są raczej syntezą pewnych idei czy postaw, o jakich chcę opowiedzieć. I tak Frania Ozorek jest taką syntetyczną postacią niepiśmiennej „służącej do wszystkiego”, bezradnej wobec zagrożeń świata, który rozumie w  bardzo małym stopniu. A wróżka Tatiana jest figurą łączącą różne współczesne szamanki, wiedźmy i przewodniczki duchowe, jakie miałam okazję poznać.

PP: Skąd czerpie Pani pomysły do swoich książek? Szuka ich Pani aktywnie czy może same przychodzą?

Dorota Ponińska: U mnie pomysł na nową książkę zaczyna się od lokalizacji - od miejsca, od kręgu kulturowego, który chciałabym opisać. Tak było w „Podróży po miłość” – Turcja osmańska, Rosja carska i Ameryka lat trzydziestych zainteresowały mnie na tyle, że chciałam je poznać lepiej i przybliżyć czytelnikom. Kiedy mam już atrakcyjną lokalizację, szukam ciekawych postaci historycznych, które dobrze wyrażą to genius loci – tak znalazłam Rumiego, Ajwazowskiego i Hemingwaya.  W ostatniej książce kluczową inspiracją była niedola tych nieszczęsnych służących, a z drugiej strony chęć pokazania perspektywy duchowo – ezoterycznej wróżki Tatiany.  A kiedy  mam już miejsce, czas i bohaterów – pomysły przychodzą same, żeby stworzyć ciekawą opowieść.

PP: Jak wygląda Pani praca nad książką?

Dorota Ponińska: Dużo czytam zanim zacznę pisać. Poznaję dobrze epokę, materiały źródłowe, sposób myślenia ludzi tych czasów. Czytam ich listy, wspomnienia, dzienniki, żeby zrozumieć jak myśleli, co było dla nich ważne.  Korzystam też z opracowań i monografii opisujących rozmaite zagadnienia. To zawsze jest kopalnia fabularnych pomysłów. W ogóle kluczem do pisania jest dla mnie poznanie epoki i zrozumienie zagadnień ważnych dla ówczesnych ludzi.  A kiedy już to wiem, wymyślam fabułę, korzystając niekiedy z pomocy fabularnych schematów, takich jak płatek śniegu czy struktura trzech aktów – ale one tylko z grubsza organizują treść.

PP: Chciałabym jeszcze króciutko wrócić do Pani początków literackich, jak to się stało, że zaczęła Pani pisać?

Dorota Ponińska: Marzenie o pisaniu było we mnie od dziecka, tworzenie fikcyjnych światów, które wciągają odbiorców tak, że zapominają na chwilę o własnym, rzeczywistym świecie wydawało mi się fascynujące, wręcz magiczne. Ale dopiero kiedy zrezygnowałam z pracy korporacyjnej pojawiła się w moim życiu przestrzeń na pisanie – musiałam wymyślić sobie nowe zajęcie i pisanie powieści było jedynym co naprawdę chciałam robić.

PP: Kto był Pani mistrzem do naśladowania? Czy wzorowała się Pani na kimś?

Dorota Ponińska: Nie. Wydaje mi się, że siłą i wartością w literaturze jest oryginalność i własny głos autora, a nie naśladowanie nawet największych mistrzów. W twórczości wspaniałe jest to, że każdy autor napisze tekst na ten sam temat zupełnie inaczej, po swojemu. Każdy twórca zaprasza czytelnika do własnego, niepowtarzalnego świata.  Uczestniczyłam i uczestniczę nadal w różnych grupach pisarskich, gdzie z kolegami pisarzami czytamy wzajemnie swoje teksty i rozmawiamy o nich. I czasem słyszę wtedy – nawet, gdybym nie wiedział, że to ty pisałaś, to rozpoznałbym, że to twój tekst.  Zawsze odbieram to jako komplement, bo to znaczy, że mój głos jest już wyraźny i rozpoznawalny.

PP: Uczestniczyła Pani w różnych kursach kreatywnego pisania – jak ocenia Pani udział w takich warsztatach, czego można się nauczyć, co dają w praktyce?

Dorota Ponińska: Po latach pracy menadżerskiej było dla mnie naturalne, że warsztatu zawodowego trzeba się nauczyć i wciąż go doskonalić. Żałowałam, że Polonistyka na UW, którą skończyłam, nie uczyła pisania kreatywnego, co jest naturalne np. na brytyjskich i amerykańskich wydziałach filologicznych. Na szczęście pojawiły się podmioty, które wypełniły tę lukę: Instytut Badań Literackich i Pasja Pisania, potem kolejne. Jestem przekonana, że jeśli dąży się do pisania zawodowego, to trzeba zdobyć zawodowe kwalifikacje – i takie kursy i warsztaty to umożliwiają. Bardzo cenię sobie wiedzę o pisaniu zdobytą u różnych nauczycieli: Leszka Szarugi, Macieja Cisło, Jakuba Winiarskiego, Krzysztofa Kotowskiego, Ewy Madeyskiej i Agnieszki Kruk  (w kolejności chronologicznej).  Warsztaty pisarskie są bezcenną platformą dla ludzi, którzy zaczynają przygodę z pisaniem – pozwalają nadać strukturę pracy twórczej, pozwalają wyodrębnić i nazwać elementy procesu twórczego, wreszcie – pozwalają się  „rozpisać”.  A także umożliwiają zmierzenie się z krytyką i odbiorem czytelniczym.  Nie mniej ważną funkcją takich warsztatów jest i to, że ludzie, którzy wspólnie piszą i czytają swoje teksty, szybko poznają się bardzo głęboko i łatwo tworzą się między nimi więzi porozumienia i przyjaźni. To jest wspaniałe, że te pisarskie przyjaźnie trwają czasem latami po skończeniu kursu. Zwłaszcza Jakub Winiarski stworzył środowisko absolwentów Pasji Pisania, które wciąż jest w kontakcie i wciąż daje sobie wsparcie, mimo, że sam Jakub od lat mieszka już na innych kontynentach.  To jest niezwykle cenne.

PP: Na koniec proszę nam zdradzić, co sprawia, że Pani książkę tak dobrze się czyta?

Dorota Ponińska: Pisanie jest tajemniczym procesem, który pozwala nam wchodzić coraz bardziej w głąb siebie i swoich emocji. Niektórzy wierzą, ja także, że jest też procesem uzdrawiającym. Jeśli moje książki dobrze się czyta, to może dlatego, że podchodzę z szacunkiem do czytelnika i do każdego tematu gruntownie się przygotowuję. Ale też jestem teraz gotowa pisać bardziej autentycznie i być bliżej prawdziwych emocji, niż przy debiucie. Pisanie uczy odwagi w wyrażaniu siebie, chociaż to przychodzi stopniowo. Ale czytelnicy doceniają prawdę emocji i autentyczność. No a poza tym nauka warsztatu i doświadczenie też powinny się przełożyć na czytelniczą przyjemność.

PP: Bardzo dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów literackich :)

Dorota Ponińska: Bardzo dziękuję za rozmowę, a także za stworzenie Pasji Pisania. Dla mnie i dla wielu moich znajomych i przyjaciół to jest bardzo  cenne doświadczenie, z którego wartości nadal korzystamy.

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się