Wywiad z Sylwią Malon

 

 J.W.: Jak byś się opisała?

S.M.: Chodzi ci o to, kim jestem? Ktoś kiedyś określił mnie jako współczesnego nomada, bo ciągle mnie gdzieś nosi po świecie. Myślę, że to trafne skojarzenie, bo rzeczywiście, osiadam na jakiś czas w różnych miejscach, no… jak na razie przynajmniej. Kim jeszcze jestem? Jestem autorką książki „Chińskie igraszki”.

J.W.: Od kiedy wiedziałaś, że chcesz pisać?

S.M.: Przez ostatnie kilka lat, byłam w tak dziwnych dla mnie miejscach, że kiedy pisałam emaile do znajomych, bądź po powrocie na miejscu opowiadałam anegdoty, często mnie pytano, dlaczego tego nie opiszesz w książce? Zaczęłam od bloga http://skosnookiepozdrowienia.blox.pl, do którego przerzucałam emocje, opisywałam historie, miejsca, ludzi. Będąc w Chinach, intencjonalnie rozmawiałam z poszczególnymi osobami, których uznałam za ciekawych, robiłam notatki, zapiski.  Spisywałam ich historie I przerzucałam na papier.

J.W.: Co jest dla ciebie najważniejsze w pisaniu?

S.M.: W pisaniu jak w życiu ważna jest dla mnie logika. Wymagam jej od innych i powinnam wymagać jej od samej siebie.

J.W.: Jak trafiłaś na warsztaty pisarskie?

S.M.: Gdy po raz kolejny wydawca pewnej gazety, dla której pisałam artykuły z Chin, zadał mi pytanie, kiedy wydam moją książkę, zaczęłam się poważnie zastanawiać nad znalezieniem narzędzi, które pozwolą mi ją napisać, ale artykuł na 1000 słów i książka to dwa różne światy. Pracowałam na dwóch komputerach, żeby przepisać tekst. A kiedy po raz dziesiąty poprawiałam mój tekst, czując, że to nie to, czego oczekuję, darłam na strzępy, wrzucałam do kosza, a po godzinie wyciągałam i sklejałam przezroczystą taśmą klejącą. W końcu zmęczyłam się tym ciągłym niszczeniem kartek i wklepałam w Google pytanie „jak napisać książkę?” I wyskoczyły mi wasze warsztaty, więc się zapisałam.

J.W.: Dlaczego zostałaś na warsztatach?

S.M.: Kuba, napisać dobra książkę, myślę, niewiele ludzi potrafi „ze słuchu”. Ja chciałabym nauczyć się też „nut”.

J.W.: Czy warsztaty pomogły ci w pisaniu?

S.M.: Dzięki warsztatom można zmierzyć się z rzeczywistością. Warsztaty  w moim przypadku, uporządkowały mnie, przyspieszyły proces pisania, dały kierunek. Osoba, która prowadziła warsztaty, w których uczestniczyłam, czyli ty, to moim zdaniem profesjonalista znający techniki pisania. Konstruktywna krytyka jest niezbędna. Tego typu krytyki nie otrzymasz od znajomych, czy przyjaciół, ponieważ mają bardziej subiektywne spojrzenie.

J.W.: Czego nauczyłaś się przede wszystkim na warsztatach?

S.M.: Pokory, mówię serio.

J.W.: Jak wpadłaś na pomysł napisania akurat takiej książki?

S.M.: No, to  akurat nie było trudne. Byłam w Chinach i chciałam opisać to, co widziałam na miejscu. No wiesz, ludzie piszą książki naukowe, reportaże, a ja, znając chiński, po prostu rozmawiałam z chińczykami w Chinach i chciałam  opisać tą egzotykę, którą widziałam.

J.W.: Co było najprzyjemniejsze w pisaniu tej książki?

S.M.: Sama myśl i świadomość pisania. No i notatki robione na starych rachunkach, karteczkach, kawałkach chińskich  gazet.

J.W.: Co było najtrudniejsze w pisaniu tej książki?

S.M.: Nie jestem zawodowym pisarzem, więc przepisując moje notatki czy półprywatne zapiski, gdy już znalazłam pomysł, miałam problem z ubraniem mojego tekstu w słowa. Szczerze powiedziawszy, z której strony bym nie spojrzała, widziałam  trudności. Trudne było też zdefinowanie formy, bo w pierwotnym zamiarze chciałam napisać dziennik podróży i chciałam, aby zalecał się do czytelnika.

J.W.: Czy udało ci się szybko skończyć? Miałaś chwile zwątpienia?

S.M.: A jak definiujesz szybko? (Śmiech.) Ja to, co napisałam, tworzyłam dwa lata z kawałkiem. Miałam czas, że nie zaglądałam trzy miesiące. Był też czas, że po dwóch tygodniach pisania cały tekst lądował w koszu komputera.

J.W.: Jaki miałaś sposób na zmotywowanie się do pisania?

S.M.: Zdobyłam się na odwagę i wysłałam mój tekst to dość znanego polskiego pisarza, który napisał ponad trzydzieści książek. Prosiłam go, aby  powiedział,  co on o tym myśli. Po dwóch tygodniach dostałam emaila: „Nie wyrzucaj. Skończ to. Poszukaj sobie wydawnictwa”. Co może być lepszą motywacją? Jak już znalazłam wydawcę to powiedział do mnie, że dobrym pisarzem mogę być po pięciu latach praktyki. (Śmiech.)

J.W.: Czy łatwo było znaleźć wydawcę?

S.M.: Wysłałam tekst  do 21 wytypowanych przeze mnie  wydawnictw, które zajmują się literaturą podróżniczą, bo głównym temat mojej książki to podróż. Aby się nie pogubić i zachować minimum systematyki w moich kontaktach z wydawnictwami zrobiłam listę w excelu i gdy dostawałam odpowiedz, zapisywałam każdą we właściwej  rubryce. Po ośmiu tygodniach zaczęłam zauważać światełko w tunelu.

J.W.: Czy jakiś wydawca odrzucił twoją książkę i jak sobie z tym poradziłaś?

S.M.: Nie jestem nikim znanym, wiec dlaczego pierwsze wydawnictwo, do którego wysłałam, miałoby mi odpowiedzieć pozytywnie? Nawet tego nie oczekiwałam. Dla mnie to był normalny proces. Osoby z wydawnictw z którymi korespondowałam były bardzo konkretne i rzeczowe. Były odpowiedzi typu: „bardzo dziękuję wydaliśmy książkę o takiej tematyce”. Albo: „jeśli zechce się Pani przypomnieć na początku nowego roku, może cos się zmieni”. Było też: „pewnie bylibyśmy nią zainteresowani, ale jesteśmy właśnie w trakcie kończenia prac nad książką o Chinach, która ma się ukazać na wiosnę. 2 książki w jednym roku o tej samej tematyce, to nie do udźwignięcia”. Ale były  też odpowiedzi typu: „książka powędrowała jeszcze do naszego działu B2B, szukającego partnerów wydawniczych”. I takie: „Dziękujemy za skierowanie propozycji do naszego wydawnictwa. Pragnę Panią poinformować, że otrzymała ona pozytywną opinię recenzenta i została skierowana do dalszego czytania”.

J.W.: Jak wspominasz współpracę z wydawcą, co jest w niej najlepszego, a co najtrudniejszego według ciebie?

S.M.: Odpowiadają zawsze na emaile, są rzeczowi, konkretni,

J.W.: Jak czujesz się po napisaniu i opublikowaniu książki?

S.M.: Książka była dla mnie projektem, który rozpoczęłam i chciałam skończyć. Doprowadziłam ją do pomyślnego finału, choć czasem było stromo i, szczerze powiedziawszy, czuję  ukojenie.

J.W.: Zamierzasz napisać kolejne książki?

S.M.: Słyszałam kiedyś  dość ciekawe sformułowanie: ,,sensowne twory słowne”. Nie pamiętam, kto to powiedział, ale bardzo przypadło mi do gustu, no więc: chciałabym tworzyć ,,sensowne twory słowne”. Ale czasem, pisząc, czuję się jak Guliwer w krainie olbrzymów.

J.W.: Jak myślisz, dla kogo są warsztaty pisarskie? Kto najbardziej może na nich skorzystać?

S.M.: Warsztaty pisarskie są z pewnością  dla tych, którym pisanie sprawia przyjemność. Ponieważ są tam osoby, które  mają doświadczenie w pisaniu, można otrzymać również  wiele profesjonalnych porad. Warsztaty są też  dla tych, którzy piszą od jakiegoś czasu I nie ujawniają swojej twórczości z nieśmiałości.

Zdjęcia z archiwum Sylwii Malon

Wywiad ukazał się na stronie Jakuba Winiarskiego www.literaturajestsexy.pl

Nasz serwis używa plików cookies. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich użycie. Dowiedz się wiecej.

Zgadzam się